Drogi umyśle…
Mówisz mi często,że mam kontrolować swoje życie.

Przecież moje finanse wymagają nieustannej kontroli. Muszę też kontrolować swoje dzieci, aby wyrosły na dobrych ludzi… i trochę swoją żonę. Powtarzasz mi często, iż należy stosować ograniczone zaufanie w stosunku do innych.
I pilnować własnego interesu.

A tymczasem… wczoraj zgłosiłem się do terapeuty. Wpadłem do gabinetu i ostatkiem sił upadłem na kanapę. Powiedziałem po prostu, że straciłem kontrolę nad swoim życiem i wszystko się rozsypało w drobny mak. Nawet nie wiem, kiedy i jak to się stało. Czasem mam kontrolę, ale i często ją tracę. Wtedy mnóstwo energii kosztuje mnie znowu składanie wszystkiego w całość. Zbieram cegiełki mojego życia; właściwie aktualnie to stos gruzu i układam na nowo fundamenty. Ty umyśle mi mówisz jaką cegłę gdzie mam położyć.

W gabinecie przeżyłem szok. I to wcale nie z powodu ceny za terapię. Mój szok dotyczył tego, czego się o tobie dowiedziałem umyśle.

Powiedz mi sam…Kiedy masz kontrolę nad sytuacją, to czy możesz ją stracić? Przecież kiedy coś jest pod kontrolą, to w tym samym momencie nie może zostać ta kontrola utracona. To masło maślane. Mówisz, że kontrolujesz coś, na co tak naprawdę nie masz żadnego wpływu. Jeśli naprawdę masz nad czymś kontrolę, to nie możesz jej stracić, ponieważ jest to równoznaczne z tym, że jej nigdy nie miałeś…

Właśnie z tego powodu spadłem z kanapy w gabinecie. Moje złudzenia roztrzaskały się o terapeutyczną podłogę.
Teraz wiem,że jeśli mogę i powinieniem coś kontrolować to ciebie umyśle. To ty mi się wymknąłeś spod kontroli.
Jak mogłem wierzyć tobie i tym szalonym myślom, które podstawiałeś pod nos mojej świadomości?
To koniec naszej współpracy kochany. Bez żalu,ale z radością zrywam naszą przyjacielską umowę.

Od teraz sam biorę za siebie odpowiedzialność.