Miałam sen,
W którym ktoś chciał mnie posiąść na własność.
Pragnienie spełnienia było tak wielkie,
Że przewyższało nawet lęk.
Jak mogłabym zgodzić się na to,
By ktoś mnie miał na zawsze?

Budziłam się rankiem rozmarzona
Ale ten, który spał obok mnie
Nie był Tym ze snu.

Szukałam go w twarzach innych
Bojąc się, że Go wreszcie spotkam
I będę musiała się temu poddać.

Szukałam Go z nadzieją,
Że nigdy Go nie poznam
I pozostanę wolna, stanowiąca o sobie
Niezależna od nikogo.

Wieki mijały
A sen nadal trwał.
Ktoś przychodził do mnie, brał w ramiona
I koił każdy ból.
Musiałam tylko się poddać.

A wśród niezliczonych dni
Pytałam samą siebie:
Jak mogłabym oddać własną wolę temu Komuś?
Ale pragnienie narastało we mnie
Nieustannie
Mocniejsze z każdą chwilą
Silniejsze od rozumu
Aż wreszcie…stało się ważniejsze od mojej woli.

Pragnienie pomijało lęk człowieka
I nocami zanosiło mnie na wyżyny miłości.

Wiedziałam już, że nie znajdę Go w twarzach innych
A to, co się wydarza gdy śpię
Wydarza się w moim najgłębszym jestestwie.

Kim jesteś Ty Największy kochanku
Spełnionej miłości?
Kim jesteś, skoro wymagasz całkowitego poddania?

Jeszcze ostatni raz – przyjdź gdy zasnę wieczorem.
Złożę swoją własną wolę na Twoich kolanach
A ze świtem
Obudzimy się razem
Spleceni na wieki
W miłosnym uścisku
Twojego Jestestwa.