W poszukiwaniu pełni szczęścia, gdy jakiś czas już duchowo się rozwijamy – pewnego dnia nadchodzi moment życiowej decyzji. Nie spodziewamy się go wcale, zawsze zaskakuje i pozornie zastaje nas nieprzygotowanych…

Pewnego dnia budzimy się przerażeni,ponieważ stajemy się świadomi jakie kompromisy w życiu zawarliśmy.
Kompromisem stało się nasze małżeństwo, ponieważ nie ma w nim wielkiej miłości.
Lepszym złem okazała się praca, bo wybór jakiego kiedyś dokonaliśmy, nie był z serca, lecz podyktowany lękami.
Sztukę kompromisu mamy dobrze przećwiczoną w kontaktach z przyjaciółmi, dziećmi, znajomymi, rodziną…Ponieważ bardzo boimy się ich stracić i żyć inaczej. Uzależnieni w gąszczu wzajemnych ról, jakie przed sobą odgrywamy – zaczynamy rozumieć, iż zawarliśmy wszędzie umowy wiążące, myśląc że zapewnią nam trochę bezpieczeństwa w tej szalonej, pozbawionej boga rzeczywistości.

I właśnie owego poranka, czujemy całym jestestwem, że musimy porzucić kompromisy aby odnaleźć pełnię szczęścia. A to oznacza diametralne zmiany w życiu. Prawdziwie zostawienie wszystkiego za sobą powoduje uczucia paniki i bezdenny smutek.
Przez chwilę…dopóki nie zdecydujemy się zobaczyć, co znajduje się tuż za zakrętem.
Jest to moment bezkompromisowego wyboru. Odtąd nie ma już możliwości cofnięcia się i powrotu do starych energii. Odtąd człowiek przestaje prowadzić, lecz poddaje się boskiemu prowadzeniu. Wszystko się zmienia.
I choć ta decyzja wydaje się niezwykle trudna, rozumiemy gdzieś głęboko, że przez tysiące lat wybieraliśmy inaczej.

Właściwie..to nareszcie nie mamy wyboru.
Boskość i prawda pociągają nas zbyt mocno.