Skoro wolność, to nic innego jak brak wszelkich zależności, w takim razie samotność jest w nas wpisana naturalnie i nie możemy się jej wypierać.
Nie zależeć od nikogo oznacza być samowystarczalnym.
W języku boga powiedziałabym – być wszystkim ze sobą.
Uwielbiam swoją samotność. Nie obchodzi mnie to, czy będę przez kogoś rozumiana lub czy może ktoś zechce mnie poznać głębiej…Dziś swoimi zmysłami czuję, czym była calutka moja tęsknota.
Ponieważ tęskniłam latami, a może nawet wiekami. Myślałam, że znajdzie się wreszcie jakaś osoba, która zrozumie co we mnie jest.
Myślałam, że ktoś w końcu pozna mnie naprawdę , że nie będę musiała udawać, że ktoś sprawi iż będę bezpieczna i kochana.
Czyż nie o tym jest większość filmów o miłości? Czyż malarze właśnie dlatego nie śpią po nocach, a piosenkarze błagają w swoich utworach o odrobinę spełnienia oraz zrozumienia?
Jakie to złudne ukochani. Tęskniłam za sobą. Wy też macie to samo, ponieważ to jedyna nostalgia.
To siebie błagałam o zrozumienie. To siebie błagałam o ukojenie. Ponieważ nie ma nikogo na zewnątrz mnie. Nie ma, nigdy nie będzie.
A teraz, gdy owo spełnienie już jest, samotność staje się cudownym zmysłem. To zmysł głębi wewnątrz mnie, kiedy to odkrywam boga w sobie atom po atomie. Ta głębia ma zapach wolności. Ma zapach kosmosu. Tak, jestem pewna ,że kosmos pachnie właśnie w ten sposób.
Wszystko podlega ewolucji. Kiedyś wolność była dla mnie zapachem benzyny, gdy można było po prostu wstać i wyjść… Odjechać w siną dal.
Z biegiem czasu zmysł wolności stał się uczuciem porannej bryzy smaganej letnim wiatrem. Dla innych jest ptakiem wznoszącym się ku niebu.
Dziś zmysł wolności połączył się ze zmysłem samotności. Kiedyś, za czasów królowania ego we mnie, samotność była ciężarem ; ciemną zasłoną niekochania. Ten zmysł wynikał po prostu z braku akceptacji samej siebie…o miłości do siebie nawet nie było co wspominać. Potem samotność stała się zbawieniem, cudownym narzędziem do pracy nad sobą. Mogłam po prostu zamknąć się w pokoju i zagłębiać się w samą siebie. Nauczyłam się odróżniać głos ego od głosu serca, rozpoznawać kiedy używam prawej, a kiedy lewej półkuli. Przestałam bać się samotności, ponieważ zrozumiałam jak bardzo potrafi być pomocna, jak bardzo staje się pociągająca.
Jestem pewna, że kiedy tylko poddacie się temu wewnętrznemu odosobnieniu odkryjecie magię.
Dzisiaj zmysł samotności to zapach kosmosu.
Delikatne dźwięki planet poruszających się majestatycznie w przestrzeni.
Nagłe wybuchy supernowych samotnie podróżujących po galaktyce.
Bóg jest wielkim samotnikiem kochającym prawdziwie każdą swoją kreację.
Wszędzie jest, ale jednocześnie nigdy nie opuszcza swojej pustelni.
foto: Marek Piskulski
3 odpowiedzi
Łzy zaczęły stukać do drzwi powiek. To chyba łzy tej tęsknoty. Piękne!
Czytając to myślałem o swoim motto. Bo naprawdę to rodzimy się i umieramy z krzykiem lub w ciszy- ale w samotności.
Dzięki za ten tekst, bo jest głęboki i pełen przestrzeni
Prawda, rodzimy się i umieramy sami. Pięknie dziękuję:)