Każda narodowość ma swoje zwyczaje i cechy wspólne, to powszechnie wiadomo. Każda narodowość ma też pewne wspólne programy i systemy wierzeń.

U nas, Polaków największym programem, jaki aż rzuca się w oczy jest syndrom ofiary. Można śmiało założyć, że dotyczy on prawie 100 % Polaków, i nawet nie jesteśmy tego świadomi. Sam nie byłem tego do końca świadomy, dopóki nie przyszło mi się z tym zmierzyć osobiście na mojej drodze rozwoju.

To fakt, iż nasz kraj przeżył zabory, powstania, brał udział w obu wojnach, i każdy z nas ma w linii przodków choćby jedną ofiarę, czy to obozu koncentracyjnego, wojennego głodu czy kuli…. W każdym, nawet niewielkim miasteczku jest jakiś pomnik lub tablica pamięci ofiar czegoś tam. Cierpienia, wojen i katastrof mieliśmy tyle, że te pomniki i ich nazwy można przytaczać w nieskończoność. Nie poprzestaliśmy na tym; mamy szkoły z nazwami ofiar, nazwy ulic tych, co polegli…Idźcie na spacer po swoim mieście, nieważne jakim i zobaczcie sami. Oczywiście – hołubimy to wszystko, i pamiętamy o cierpieniu przodków w tak zwanej słusznej sprawie, pamiętamy własne cierpienia. Składamy te swoje hołdy, kwiaty, zapalamy znicze…wszędzie smutek, śmierć i cierpiętnictwo.

Polska najważniejsza pieśń narodowa, czyli hymn, od ponad 200 lat programuje nas na to, że ciągle obca przemoc nam coś zabiera, co musimy wciąż odbierać szablą, przedtem włócząc się po obczyznach i stamtąd wracać z tą szabelką, żeby odbijać, odzyskiwać… I tak od wieków już kilku. Ciągłe cierpienie, krew do przelania, znój, łzy i oczywiście ciągłe poświęcenie i śmierć. Wszędzie wrogowie, zagrożenia, niepewność i ciągła walka o przetrwanie. Wydaje nam się, że jesteśmy ofiarami sąsiadów, małżonków, szefów w pracy…Że padamy ofiarą polityków, rządów światowych i lokalnych, oraz innych nacji. Wszyscy chcą nas przejąć, zniewolić i nami rządzić.
Ci, którzy jeszcze chodzą do kościoła co tydzień ( albo i częściej ) biją się w pierś powtarzając – moja wina, moja bardzo wielka
Uwielbiamy męczenników i cierpiętników…nie tylko religijnych. Nam, ofiarom wydaje się , iż musimy się poświęcać dla czegoś tam….dopiszmy sobie dowolny powód, według uznania i osobistego programu.

Obserwuję to ze zdziwieniem. Wojna skończyła się ponad 70 lat temu…ale my jakby nie chcemy zauważyć tego faktu. Składamy hołdy, tym którzy dawno umarli. Zaznaczę to jeszcze raz – oni nie żyją. Nie potrzebują naszego energetycznego ładunku cierpienia i ofiary.
Ale my ciągle kreujemy powody do „produkcji” kandydatów na cokoły cierpienia: strajki, stany wojenne, strajki… Bo to bagaż, jaki każdy z nas nosi w swoim wnętrzu. Czasem ktoś nas wzywa na portalach społecznościowych, aby Polacy wstali z kolan i znów wyszli o coś walczyć, ” bić się w słusznej sprawie”…

Musimy sobie w końcu uświadomić, że bynajmniej nie rozwiążemy tej kwestii protestując na ulicach. Nie zmienimy tego na zewnątrz…

Jeśli ktoś jest choć trochę świadomy, wie lub choć już przeczuwa, że to trąci błędnym kołem. Bo ten problem tkwi w nas samych, to nasz wewnętrzny program każdego z nas, który powielany w milionach egzemplarzy, staje się częścią narodowej świadomości zbiorowej. I tylko pracując nad swoim indywidualnym oprogramowaniem można coś zmienić na tzw. zewnątrz..

A więc zastanów się, czego ofiarą jesteś w swoim życiu prywatnym?? Ponieważ każde twoje – „nie należy mi się”, „nie potrafię”, „nie jestem wart”, „co ja mogę…?”- to właśnie ów syndrom. Pewnie nosisz go w sobie od pokoleń.
Dobra wiadomość jest taka, że to właśnie TY i JA możemy to w końcu zmienić. 🙂 Możemy zmienić programy całych pokoleń, a tym samym naszą rzeczywistość. 🙂 🙂
Nie spiskujmy więc i nie dajmy się zbyt wkręcać w tematy nowych morderczych szczepionek, czy III wojny światowej, choć „zachęca” się nas do tego ze wszystkich stron. Musimy rozpoznać najpierw swoje własne poczucie winy. Swoje własne wewnętrzne niewolnictwo. Nikt za nas tego nie zrobi. To w naszym wnętrzu jest cała zmiana, jaka jest nam potrzebna.

I nie chodzi tu tylko o syndrom ofiary, ale od czegoś trzeba zacząć…  😉 🙂

Ponieważ to, co wewnątrz – to na zewnątrz. 🙂 <3