Karoshi – modne słowo ostatnich lat, szczególnie w Japonii. Oznacza po prostu śmierć z przepracowania…

To smutne, iż znaleźliśmy sobie kolejne uzależnienie. Ale najnowsze badania nad tą kwestią pokazują, iż przyczyną śmierci tych osób, które tak ciężko pracowały nawet po 100 godzin tygodniowo niekoniecznie był stan wyczerpania fizycznego. Odkryto, iż przede wszystkim takie osoby ukrywały swoje prawdziwe emocje. Nadmierne obciążenie psychiczne stało się tutaj ważniejszym czynnikiem.Osoby te po prostu udawały, iż wszystko jest w porządku… udawały, że ze wszystkim sobie doskonale radzą. Modne stało się robienie dobrej miny do złej gry. Pozytywne myślenie to właśnie najbardziej niebezpieczna moda nadchodzących czasów.

Czy nadmierny entuzjazm może zabić? Oczywiście, że tak. Dopóki jesteśmy dualni, dopóki wierzymy w dobro i zło, smutek i radość – skazujemy się na granie pewnych ról w naszym życiu. Ta niebezpieczna moda na pozytywy, to nic innego, jak zamiatanie pod dywan własnych smutków i demonów, oraz udawanie na wszelkie możliwe sposoby, że owe demony nie istnieją.

Ale one są, gnieżdżą się pod dywanem, zamieszkują ciemne kąty naszej świadomości i raz za razem próbują wypłynąć na światło dzienne…Czy naprawdę jest coś złego w naszych słabościach? I co się stanie, gdy spojrzymy w twarz naszym demonom?
Przeżywanie tak zwanych słabości jest cudownym doświadczeniem. Można pozwolić sobie wreszcie na to, by przestać grać rolę, w której wszystko jest ok. Można się prawdziwe i głęboko wzruszać, można płakać i pozwolić dzięki temu na wewnętrzne uwolnienie, można pozwolić sobie na gniew, frustrację i nigdy, nigdy więcej nie nazywać tego złem. Można doświadczać tego wszystkiego w całkowitym poczuciu niewinności.

Smutek jest piękny, powoduje iż stajemy się wrażliwi i otwarci na głębię życia w nas samych. Radość jest tak samo cudowna, jak smutek. Ale prawdziwa radość, dziecięca radość, niewinna i bezbronna. Nie udawany entuzjazm, który powoduje iż sztuczny uśmiech przykleja nam się do twarzy i wyglądamy jak klauny.

Zapraszam was do doświadczenia alchemii zła i dobra w sobie, gdy okazuje się, iż wszystko jest tak naprawdę boskie. Demony przestają być zalegającymi z szafach lękami, lecz stają się naszym sprzymierzeńcem.

Zapraszam was do uruchomienia w sobie pokładów wrażliwości, które spowodują iż nagle wybuchniecie płaczem stojąc z koszem zakupów na środku marketu. Zaczniecie płakać, ponieważ coś was poruszy…Może to być widok matki z dzieckiem, które domaga się czekolady i tupie głośno nogami. Może to być widok stoiska mięsnego, na którym nagle zobaczycie zwłoki waszych niedoszłych przyjaciół. I zwłoki dzieci pod postacią parówek cielęcych….

Zachęcam was do głośnego ataku beztroskiego śmiechu przy kserokopiarce w pracy, na środkowym piętrze biurowca. Tam, gdzie należy się „przyzwoicie” zachowywać. Niech te martwe energie w pracy zaczną żyć, gdy rozśmieszy was do łez mina waszego szefa, który usiłuje wlepić wam dodatkową pracę i marne nadgodziny…

Tak zwane „zło” to tylko energia. Energia, jak każda inna. Jak z nią zatańczycie, to tylko kwestia waszej fantazji. Demony pochowane w szafach i pod dywanem, to tylko skumulowana energia. Musicie ją wreszcie uwolnić, pozwolić jej wypłynąć, zatańczyć z nimi najpiękniejszy taniec kreacji…Niech poleją się łzy, niech wypłynie złość, niech wrażliwość pochłonie was po krańce waszego jestestwa…Pozwalajcie na prawdziwe uwolnienie, a wtedy rozpocznie się prawdziwa manifestacja boskiego Życia, w którym zanurzycie się w pełni nieskończoności.