Dziś opowiem Wam o pewnym plemieniu, plemieniu wędrowców.
Jego nazwa to „Wiem wiem”.
Plemię to jest dość liczne i ludzie poruszający się po pewnych terytoriach i obszarach rzeczywistości, spotykają jego przedstawicieli i często ulegają nawet na jakiś czas ich czarowi.
Niebezpieczeństwo tkwi w fakcie, że istnieje możliwość, iż wdzięczny sposób istnienia członków tego plemienia, wciągnie nas w jego powabne ideologie i sami staniemy się jego, nie tyle sympatykami, co członkami. A wtedy trudno nam się uwolnić z jego niebezpiecznych więzów.
Ale konkretniej…
Czy znacie ludzi, uznających się za eksplorerów ścieżki duchowej, którzy przeczytali móóóóstwo książek o tematyce rozwoju wewnętrznego ?
Czy znacie ludzi, którzy potrafią dyskutować na tematy duchowe, argumentując logicznie swoje wywody, szczycąc się swoją erudycją ?
Jeśli Ty chcesz podzielić się z nimi swoim doświadczeniem, swoimi odczuciami czy choćby przemyśleniami, oni z pewnym duchowo-świątobliwym, często słodkim pobłażaniem, w połowie Twojej wypowiedzi przerywają ci hasłem przewodnim swojego plemienia : ” Och, WIEM WIEM !”
I nie podlega to zwykle żadnej dyskusji, oni wiedzą, czytali, słyszeli, a nawet mają dowód – zdjęcie z odpowiednim nauczycielem, stosowny dyplom czy autograf autora duchowych książek.
Noszą ze sobą ( czasem nie noszą, bo musieliby wozić) cały kufer dyplomów, potwierdzeń i zaświadczeń ukończenia kursów, seminariów, szkół i szkoleń.
Trzymiesięczny kurs szamanizmu, dwutygodniowe szkolenie uzdrowicielskiego nakładania rąk ( a czasem i nóg), korespondencyjną miesięczną szkołę „na” jasnowidza i przewodnika duchowego…itp. itd.
Oni wiedzą, oni mają na to pisemne dowody, oni mogą Cię poprowadzić i wyzwolić…
Tak wygląda to na pokaz, na Facebooku…

Znacie… ? Spotkaliście się…?
Ale dlaczego nomadzi, wędrowcy… ?
Ano dlatego, że istoty przemierzają czas i przestrzeń przemieszczając się z warsztatu na warsztat…z kursu na kurs…od nauczyciel do nauczyciela…
Ciągle ich gna i gna tęsknota i permanentne niezaspokojenie…
No i nadzieja.
Że kolejny kurs…kolejne warsztaty…kolejny nauczyciel, dadzą im cudowną receptę, czarodziejską formułkę, albo wręcz następny, ten nowy, do którego właśnie się wybierają, mistrz, położy im rękę na głowie i powie : ” wstań dziecię, jesteś uzdrowione na wieki wieków…”. I będą w końcu uwolnieni od ciągłej tułaczki, ciągłego gonienia króliczka, ciągłej niespełnionej nadziei…
Ale znów nadzieja okazała się płonna, znów kolejny zawód, znów pakowanie plecaka oczekiwań i w drogę…

Po kolejne ” to znów nie to”, po kolejne złudzenie, po kolejną porcję „wiem wiem…”.

Członkowie tego plemienia, to nieszczęsne wampiry energetyczne. Często kolorowe, sympatyczne, błyszczące cekinami „wiem wiem”, nieświadome tego kim są, ale jednak wampiry.
Wfruwają na kolejny kurs lub warsztat, zgłaszają się do kolejnego nauczyciela czy mistrza i zasysają, zasysają energię nowej metody, kolejnej „złotej niezawodnej reguły”. Ożywiają się na chwilę energią kolejnego „uniwersalnego” sposobu na wyjście z matni cierpienia i niezaspokojenia, kolejnych nauk i technik „tego na pewno oświeconego i bezwzględnie dla mnie” nauczyciela…
Mają to !

Ta metoda jest świetna, ten nauczyciel w końcu wie, o czym naucza ! Mają to !!
Na tydzień… dwa…miesiąc… Czasem tylko na kilka dni… Dopóki są w energii grupy, nauczyciela, energii nadziei, życie w nich unosi głowę.
A potem …

Potem warsztat się kończy…Wynoszą z niego kolejne zaświadczenie o ukończeniu, często kolejne pudełko z przydatnymi do rozwoju narzędziami.
Potem nauczyciel zaczyna wymagać stosowania jego wskazówek i poleceń, jeśli chcą czegoś osiągnąć na Drodze, którą on proponuje…
I to działa ! Do pierwszego niepowodzenia, do pierwszej trudności, do pierwszych „schodów”…
Jak to ?! Przecież miało być tak skutecznie ! Miało być tak wzniośle, pewnie i bosko…!
A tutaj co? Nie wychodzi, więc to o kant du.., znaczy stołu rozbić !! Oszustwo, wybrakowanie, chłam…
Zaraz jednak włącza się egotyczna świątobliwa duchowość i ego z pozorną pokorą nawija „Nie będę osądzać, może to i dobre, ale nie dla mnie. Ja muszę coś głębszego, prawdziwszego…Na mnie to za słabe, nie działa „. 😀 😀
I co teraz…? Zaraz, zaraz, jest ogłoszenie…Jest!! Nauczyciel-terapeuta…Tak, to na pewno to, ta metoda, ta twarz…TO JEST TO!!! Gdzie mój kuferek…? Zapisuję się, byle tylko były jeszcze miejsca. Są…Jadę…!!

I tak ciągle…I tak w koło…I tak bez końca…
Tułacz-wędrowiec w poszukiwaniu raju, a choćby i oazy tylko.
Gna przed siebie, byle tylko droga była w miarę prosta i równa, byle nie wymagało to zbytniego wysiłku…
„Panie powiedz tylko słowo, a będę wyzwolony, oświecony…”
Cudu, chcę cudu !!!!! Nie pracy, a cudu. Nie mierzenia się z brakiem poczucia własnej wartości, a pigułki, która mnie uleczy skutecznie i natychmiast.
Pojawiają się schody ? Powinienem na nie zacząć wstępować „własnonożnie”…? Nie chcę!
Choćby były to schody do wyzwolenia, do Nieba.
No, chyba, że mnie tam ktoś wniesie. Może na kolejnych warsztatach, może kolejny nauczyciel…

Ale nikt ich tam nie wniesie, nikt im nie wyczaruje skrzydeł, oprócz nich samych.
Nikt nie może załatwić za nas niczego, co nasze. Możemy dostać narzędzia, ale użyć możemy ich tylko my!
Owszem, na początku szukamy swojej Drogi, swojej metody, swojego nauczyciela. I to jest w porządku.
Ale jeśli trwa to bez końca, jest to ucieczka i nałóg szprycowania się nie swoją energią, by tylko na chwilę doznać ulgi i odłożyć znów to, czego odłożyć się nie da, jeśli chcemy dojść do Spełnienia.
Jeśli rzeczywiście chcemy…
Wiem coś o tym, bo wiele, wiele lat temu należałem do tego plemienia. Jak trudno z niego emigrować, wiem choćby po tym, jak mi trudno (nawet po kilkudziesięciu latach)pozbyć się pokaźnego kuferka pełnego dyplomów, zaświadczeń, uprawnień itp. z których…nigdy i tak nie korzystałem. 😉 🙂

A Ty…?
Znasz członków tego plemienia ? A może…Nie, pewnie nie…ale spójrz w lustro i i odpowiedz sobie, czy Ty aby na pewno… 😉 🙂 <3