Jest niedzielne, jesienne popołudnie. W moim domu ciepło i wszystko oddycha miłością. Koty leżą przytulone do kominka, psy pochrapują leniwie. Właśnie piłam kawę z moim ukochanym i ciepło rozmawialiśmy o tym i tamtym…On zawsze uśmiecha się do mnie z miłością i tkliwością.
Wkrótce, wszyscy razem pójdziemy na rodzinny spacer.
I tą moją sielankową świadomość przerywasz dzisiaj TY. Robisz to coraz rzadziej, ale jednak wciąż się zdarza. Twój świat jest pełen cierpienia i tylko o tym zawsze ze mną próbujesz rozmawiać. O Twoim poczuciu krzywdy, zranieniu, braku pieniędzy i ogromnej samotności. Masz 66 lat i calutkie swoje życie naprawdę ciężko pracowałaś na to, by tak było.
Bycie ofiarą na każdym kroku jest dla ciebie bardzo ważne, lubisz to, jest w tym dla Ciebie coś bardzo pociągającego.
Często przerywam twoje wywody na temat licznych zagrożeń w twoim świecie, przerywam próby wmawiania mi, że mnie też to dotyczy. Nie lubisz jak ci przerywam, nie lubisz kiedy mówię, że to TWÓJ wybór…nie chcesz tego wiedzieć.
Kiedyś przecież byłyśmy przyjaciółkami. Na dobre i na złe, z czego tego złego było naprawdę dużo. Tkwiłam z tobą w tym poczuciu biedy, bezradności. Wtedy nie czułyśmy się takie samotne, a przecież obie wierzyłyśmy, że świat jest okrutny i niesprawiedliwy. I muszę przyznać, że mogłam wtedy na tobie polegać. Ale, musiał być spełniony jeden warunek – musiałam być tobie oddana całkowicie.
Pamiętam, jak przeganiałaś z mojego życia znajomych i jaka byłaś zazdrosna o każdego, kto mógł mnie tobie wykraść.
Wtedy myślałam, że mnie kochasz.
Nie potrafiłaś być matką, ale potrafiłaś być przyjacielem. Na pewnych zasadach.
Jest mi ciebie naprawdę żal, głęboko współczuję tobie. Znam świat, w którym mieszkasz. Bo sama byłam ofiarą.
Ale teraz nie jestem, pracowałam nad sobą wiele czasu. Kiedy dzwonisz, czuję, że jesteśmy z innych planet. Nigdy już nie będzie między nami porozumienia. Ty jesteś zagubionym dzieckiem, które czasem pędzi do mnie po pomoc.
A ja ci wciąż tej pomocy udzielam. Nie chcę wiedzieć, że to nic nie da. Moja nadzieja, że pewnego dnia wyciągniesz ręce w stronę słońca jest kłamstwem. Tak naprawdę nigdy ci nie pomogę.
Jedynie podtrzymuję cię przed wpadnięciem w czarną przepaść, wiem że jesteś na granicy rozpaczy i może depresji. Rozmawiam z tobą, proponuję rozwój duchowy, wysyłam prezenty, zajmuje się twoim zdrowiem….i robię to wszystko w oparciu o kłamstwo. Okłamuję siebie.
Wydaje mi się, że jak okazuję ci serce, to może znowu kiedyś zbliżysz się do mnie. Że, jak za dawnych lat staniesz się dla mnie kimś znowu bliskim…Chyba bardzo brakuje mi mamy. Właściwie nie znam tego uczucia, ale moje ego bardzo się uparło, by czuć przejaw Miłości poprzez matkę.
Okłamuję siebie, bo zapominam, że twoje serce jest zatrute jadem nienawiści. Nie jesteś zdolna wykrzesać z siebie nawet odrobiny ciepła.
Ego jest niesamowite. Miłość otacza mnie ze wszystkich stron, a ono uparło się,że musi czuć stratę i samotność, bo nie chcesz mi dać czegoś, czego ono od ciebie chce.
To wynika z głębokiej umowy między nami, bardzo starej i zakurzonej już umowy. Ta umowa jest tak silną energią, że nieustannie ciągnie nas w tym kierunku. Ty jesteś dzieckiem i ofiarą, która ciągle potrzebuje opieki. Ja jestem tym, kto ma się tobą zajmować. Nazywaliśmy to kiedyś miłością właśnie. Ty za moją opiekę płacisz mi ciągłym odrzucaniem mnie, bo przecież nie jesteś zdolna do miłości.
Ja jestem tak zaprogramowana, że kiedy ci pomagam czuję się naprawdę dobrze. Teraz już nie oczekuję miłości, jedynie zwykłej życzliwości…Ale to kolejne kłamstwo, ponieważ TY nie wiesz czym jest życzliwość.
Nie chcę wiedzieć,że masz prawo żyć własnymi wyborami. Że nie musisz dla mnie być jakaś, nie musisz niczego. A przecież wybrałaś czarną rozpacz samotności. Choć bardzo się boisz, nie mogę ci pomóc. Tylko Ty możesz to zrobić.
Przeszłam przez tysiące nadziei, że się zmienisz, nie dając ci prawa do wyboru. To też była nasza gra. Żeby utrzymać mnie przy sobie mówiłaś, że się zmieniasz tylko po to, bym nie odeszła i nadal cię karmiła własną energią.
Cóż za umowa między nami!!! To się chyba nazywa współuzależnienie.
Już nie mogę z tobą przebywać w jednym pokoju, bo cały czas wciągasz mnie w swój okrutny świat. Już nie mogę zapraszać cię na święta, bo cała rodzina jest w stresie. Wnosisz ze sobą tak czarną energię, że boimy się jej, jak zarazy. Już nie mogę długo z tobą rozmawiać przez telefon, bo opowiadasz mi o kolejnej wojnie, zamiast zapytać, jak mi się żyje.
A jednak, gdzieś na dnie mojego umysłu, trzyma mnie umowa, że mam obowiązek się tobą zajmować, bo jestem odpowiedzialna za twoje życie. Przeraża mnie myśl,że spadniesz na dno. Przeraża mnie myśl, że nie mogę nic z tym zrobić. Że błagasz mnie o 15 minut rozmowy, a ja patrzę ciągle na zegarek. Te 15 minut pomaga ci przeżyć w swoich koszmarach jeszcze kilka chwil. I wybierać je nadal dla siebie.
A kiedy już nie mogę z tobą rozmawiać, wysyłam ci drogie prezenty, byś oderwała się od koszmaru i poczuła, że nie jesteś sama. Nigdy niczego nie podarowałam ci z Miłości.
Jedynie z powodu naszej umowy. Kiedy wypełniam jej warunki, czuje się lepiej przez chwilę.
W zeszłym roku, kiedy byłaś chora miałam trochę nadziei, że umrzesz i skończy się twój koszmar. Ale, nasza umowa wciąż by trwała prawda? Tylko świadomość może ją unieważnić. I zrozumienie.
Nie mogę nie pozwalać ci wpaść w głęboką przepaść, nie mam prawa utrzymywać nas w kłamstwie. Każdy mój gest w twoją stronę to kłamstwo, które mówi – Nie jesteś sama, poczuj się lepiej i uśmiechnij się do mnie-. Ale, ty jesteś sama. To twoja kreacja, twoje najważniejsze życzenie.
Całe życie robisz wszystko, by być sama i nieszczęśliwa. To twój wybór.
Naprawdę mam dosyć oszukiwania siebie. Mam dość naszej ego umowy.
Nigdy nie miałam mamy, nigdy mieć nie będę. Nie, to też nieprawda.
Nigdy nie miałam mamy w Tobie.
Ale mam mamy – moja kotka często zachowuje się jak moja mama. Wiele kobiet, które znam otaczają mnie opieką. Mój syn pozwala być mi wspaniałą mamą. Mój ukochany czasem gotuje obiad i wtedy czuję się, jak ktoś kto przyszedł do mamy na niedzielny rosół.
Wszystko, co mnie otacza krzyczy wręcz do mnie matczyną miłością, miłością boską. Czuję się bezpiecznie, jak małe dziecko w kołysce….doświadczam tego wszystkiego.
Ale ty nigdy mi tego nie dasz.
I wiesz co? Nie musisz, już nie. Zwalniam cię z tego.
Zrywam naszą umowę.
Od teraz zastanowię się nad każdą intencją swojego działania względem ciebie. Za każdym razem, gdy będzie tam oczekiwanie, gdy będę chciała cię ratować, gdy ego umowa będzie się pchała znowu na piedestał – powiem NIE.
Nawet teraz mam ochotę napisać coś do ciebie, żebyś nie czuła się taka samotna. Szybko skończyłam naszą rozmowę dziś, więc stara umowa wzywa mnie bym oddała ci jeszcze trochę swojej energii.
Ale – NIE.
Wystarczy.
Chcę sobie powiedzieć, że jestem wolna od ciebie. Jestem wolna od naszej umowy. Od koszmaru, jaki sobie zgotowałyśmy. Rób z tym, co chcesz.
Żegnaj.
4 odpowiedzi
Coś niesamowitego, to o mnie i mojej mamie, opis mojej ego umowy z moją mamą. Dziękuję Ci Dorotko, bardzo dziękuję, bo dokładnie tego dzisiaj potrzebuję. pozdrawiam Ela
Dorotko dawno nie czytałam tak osobistego wyznania ❤.
” Nigdy niczego nie podarowałam ci z Miłości „,…… może warto to zmienić i podarować, swój czas i energię z Miłości,…. nie według starej umowy, która ciąży. Mocny tekst, czy mama go czytała ? Pozdrawiam i przytulam czule
Piękne i prawdziwe. Czuje ból i scisk w sercu jak to czytam.